AdminPTA | Odsłony: 2832

 

Relacja z „Weekendu z astrologią – debata i wykłady” (21-22 IX 2013)

 Grzegorz Rożek

 

 Grzegorz Rożek dzieli się swoimi wrażeniami i spostrzeżeniami z udziału w inauguracji nowego sezonu wykładowo-warsztatowego 2013/14 w PTA. Zob. program obrad 

 

Jedna myśl przewodnia? Ocena astrologów

Nie wiem, czy było to z jednej strony zamierzone, z drugiej - dostrzeżone, ale obie niedzielne prezentacje wpisują się poniekąd w tematykę otwierającej zjazd debaty o "sensie (słowo podkreślane kilkakrotnie przez panią Marię Pieniążek) i przyszłości astrologii", która de facto skupiała się na zagadnieniu "złych" astrologów – czy można ich łatwo zauważyć oraz czy w ogóle tak zwany wyższy plan w ogóle dopuszcza możliwość „wyeliminowania” lub „naprawienia” takich zbyt pewnych swej nieomylności fascynatów i może lepiej ich pozostawić samych sobie (bo skoro przeznaczenie tak chciało, by Iksiński był toksycznym samozwańczym astrologiem, to co tu ma do powiedzenia inny, tym razem o zdrowszym podejściu, astrolog?). Na ile są oni niebezpieczni dla innych? Czy można i czy warto odradzać zajmowanie się astrologią komuś, kto do końca nie zrozumie, że bycie astrologiem stwarza takie same niebezpieczeństwa błędnych i toksycznych postaw, jak jakakolwiek inna profesja, a dostojność tematyki gwiezdno-przeznaczeniowej wcale go nie ratuje od „opętania” przez błędne idee, ale wręcz stwarza jeszcze większe ryzyko, że taki człowiek wciągnie wielu ludzi w niebezpieczeństwa niekontrolowanych odmętów ezoteryki.

 

Hitler i reszta popularyzatorów „duchowości”

Flagowym przykładem jest brudna polityka, gdzie wielokrotnie do pomocy zaprzęgano astrologów i pokrewnych im specjalistów od wyznaczania sprzyjających terminów działań, dobieraniu odpowiednich ludzi oraz wzmacnianiu działań i usprawiedliwianiu ich odpowiednimi symbolami.
Zatem mieliśmy wykład mówiący o związkach nazizmu z astrologią. Temat, który wyraźnie pokazuje, że astrologia to tylko język i wystarczy sprawić, by świat mylnie utożsamiał symbol z tym co on opisuje, aby łatwo zasiać terror i usprawiedliwienie masowych mordów w imię „świętych symboli”.

 

Piotr o dawnych regułach

Piotr Piotrowski po raz kolejny przypomniał, jak niedawna astrologia popłynęła w swobodę, która pozwala interpretować każdy właściwie horoskop w zupełnej sprzeczności z dawnymi regułami (w tym wypadku omówionymi regułami z okresu średniowiecza, który, póki co, wygląda na w różnego rodzaju reguły prawdopodobnie najbogatszy).

 

A co pomiędzy dawnymi regułami a Hitlerem? Pewne procesy w astrologii

Można zadać sobie pytanie, czy mezalianse nazistów z symboliką astrologiczną nie były dalekim, niebezpośrednim skutkiem wkraczania astrologii w kolejne etapy swobody, poczynając od astrologicznych wolnomyślicieli Renesansu, przez przymusową z powodu sytuacji prawnej reformę astrologii Alana Leo, która zapoczątkowała zamianę astrologii predykcyjnej na tak zwaną astrologię humanistyczną, a w rezultacie znaków słonecznych znanych z horoskopów gazetowych, a później wprowadzenie popularnej do dziś reguły, że kolejne domy odpowiadają tematycznie znaczeniom kolejnych znaków, licząc od Barana, przez Zip Dobbins w latach 70 oraz liczne nurty starające się dopasować różne nowo odkrywane obiekty astronomiczne oraz obiekty fikcyjne do w najdawniejszych czasach niezmiennej struktury władztw planetarnych.

 

Astrologia medyczna – trochę więcej myśli w związku z wykładem Kuby

W duchu tych wcześniejszych technik – sprzed myśli Freudowskiej – przedstawił również swój wykład o astrologii i medycynie Kuba Ruszkowski. Tak szeroką dziedzinę, mocno zniekształconą przez nazbyt swobodne traktowanie astrologii przez astrologów nie mających z medycyną nic wspólnego, nie sposób oczywiście wyczerpująco przedstawić w około godzinę. Można byłoby oczywiście rozwinąć wiele dobrze opisanych (choć niekoniecznie w każdym podręczniku) kwestii astro-medycznych. Jak choćby uzupełnienie, że poza znanym wszystkim z takich ilustracji jak Człowiek Zodiakalny braci Limbourg (chyba pierwszy slajd na prezentacji Kuby) schematem przyporządkowania 12 znaków do części ciała od głowy do stóp, Lew rządzi plecami i które znaki odpowiadają płucom, nerkom, pośladkom i paru innym organom. Że są też pod-podziały jak górna szczęka odpowiadająca Baranowi, a żuchwa Bykowi.

 

 

Wreszcie, że poza praktykowanym przez nielicznych światowych astrologów nurtem profesjonalnej astrologii medycznej, wiedza astro-medyczna przetrwała w dość popularnej dawniej uproszczonej formie w astrologii księżycowej. Życie w zgodzie z rytmami księżyca rozwijało mocno wspomniany przez Kubę, słynny aforyzm Pseudo-Ptolemeusza, by nie naruszać drastyczną ingerencją tych organów, w których znaku przebywa Księżyc (bo będą się ciężko goić). Reguła ta przez tę dziedzinę była wzbogacana (w swym mniemaniu oczywiście) w śledzenie faz Księżyca oraz rektastencyjne wstępowanie/zstępowanie naszego satelity. Produkowano także inne reguły, znane z dawnych kalendarzy księżycowych, mówiące, żeby przy Księżycu w Pannie nie dotykać kapusty kiszonej, włosy ścinać co najmniej 3 dni po lunacji przy Księżycu w Lwie lub Pannie (zależnie od spodziewanego efektu), pokrzywy do suszenia zbierać przy Księżycu w Skorpionie, robić pranie, gdy jest on w znakach wodnych, pościć po trzeciej kwadrze Księżyca, nie pracować w ogrodzie, gdy Księżyc mija węzły swojej orbity lub węzły innych planet i tym podobne reguły.

W czasach gdy nie wiedziano jak unikać psucia się żywności i wilgoci w mieszkaniach, takie reguły, podobnie jak choćby wiele zasad Feng Shui, pomagały uporządkować życie. I mimo częstej niesprawdzalności tych reguł w dzisiejszych czasach, widać w nich ziarna pewnych dawnych reguł.

Choćby wspólny głosu astrologii medycznej, kalendarzy księżycowych i pewnych badań astrometeorologii nad występowaniem opadów – że wpływ nowiu i pełni księżyca zdaje się oddziaływać z przesunięciem do 3 dni. Co notabene dawałoby dla tych lunacji „orbę” 37,5° do 40,5° (czyli po prostu „pozwólmy Księżycowi przejść długość jednego znaku”?), a więc trochę więcej niż orba Księżyca podawana przez Sahla ibn Bashra w IX w. (12°).

Czy wreszcie inne podobnie „uproszczone” powiązania z astrologią, często uważane przez profesjonalnych astrologów za żałosne wypaczenie wielkiej astrologii, jak np. chiromancja, gdzie symbolika planet jest kluczem do opisu zasadniczo medycznej kondycji człowieka (a medycynę dawniej rozumiano przecież bardzo szeroko, nie tylko jako choroby organów, pomiary, operacje i dobieranie lekarstw). A i takie znane z Chin i Indii dziedziny „wróżebne”, jak odczytywanie losu na podstawie pieprzyków na ciele zostały pożenionie z astrologią, choćby w pismach Pawła Głoby mówiących, że pieprzyk na fragmencie ciała rządzonym przez odpowiedni znak zodiaku powinien być u mężczyzn po prawej stronie ciała (odpowiadającej Słońcu patronującemu ich płci), zaś u kobiet po lewej (podległej Księżycowi, patronowi kobiet), co powiązywał z występowaniem w tym znaku wpływów planet beneficznych.

Popularne dalekie odgałęzienia astrologii medycznej są naprawdę rozległe, często wprowadzające w błąd, czy stosowane i interpretowane bardzo swobodnie. Dlatego praca, jaką Kuba dopiero przecież tym wystąpieniem rozpoczął – wyłowienie tej pierwotnej, „naprawdę medycznej”, formy astrologii medycznej - z zastosowaniem humorów, wyliczeń, kiedy hyleg i alkokoden przestają chronić właściciela przed śmiercią, używaniem do predykcji profekcji, dyrekcji, powrotów Świateł i (moich ulubionych) firdarii lub ewentualnie po prostu horoskopu dekumbitur i pytań horarnych, zamiast tak popularnych w XX w. tranzytów – to zdecydowanie metoda wartościowa (i dotąd słabo w języku polskim reprezentowana).

 

O tym, czemu jest tyle mądrych nauk, nawzajem sobie przeczących (przynajmniej pozornie). W zasadzie podsumowanie

Jak w kuluarach dyskutowaliśmy z Kubą, że różne systemy – astrologia medyczna (zachodnia tropikalna), medycyna chińska i choćby indyjska ayurweda przypisują tym samym organom często zupełnie inne planety i jakości. Ale każdy z tych systemów najwyraźniej działa. Co delikatnie przenosi nas do punktu wyjścia dyskutowanego na początku zjazdu: astrologia to tylko język symboli. Symbole w każdej z „ezoterycznych” nauk mogą być różne, tym bardziej dla każdego jednego astrologa dany symbol może sygnifikować zupełnie co innego. Ale nie chodzi o to, by kłócić się bez zastanowienia, czy dana planeta może sygnifikować coś, co nie zgadza się z teorią X czy Y.

Symbole wymyślili ludzie (astrologowie i inni), ale to co „siedzi” pod symbolami, jest dużo mądrzejsze i takiej „codziennej” krytyce nie poddaje się. A wręcz łączy wielu astrologów, mistrzów ze Wschodu, ezoteryków i teoretycznie nieprzystających do nich zachodnich naukowców (o czym wspomniał np. pan Zylbertal). Jest to tak zwany głęboki SENS (wspomniane już słowo-klucz pani Marii). Wielu astrologów myśli, że go już dawno dostrzegło. Ale życie pokazuje, że można, nawet po wielu dziesięcioleciach, zawsze dostrzec go jeszcze lepiej. Pozorna niespójność różnych systemów medycyny pokazuje jednak wspólnie, że niezależnie od tego, jakich użyjemy sygnifikatorów, chorobę i chory organ należy leczyć jego przeciwieństwem. Sens pod spodem istnieje.

Warto sięgać do źródeł i metod, które opierały się właśnie na ukrytym Sensie, a nie tylko sklejały pewne powierzchowne powiązania symboliczne jak popadnie. Bo oczywiście nie w rozdrabnianiu się leży metoda na dostrzeżenie sensu. Większość z nas widziała pewnie okrzykniętą przez dystrybutora jako genialną i odkrywczą książkę „Nowa Podwójna astrologia. Oryginalne połączenie dwóch wielkich systemów astrologicznych, chińskiego i zachodniego”, której autorka nie zadała sobie trudu zgłębienia porządnie choćby jednego z tych dwóch systemów. Połączyła jedynie słoneczne znaki zodiaku astrologii zachodniej i chińskie 12 znaków rocznych wyznaczanym ruchem tzw. anty-planety T'ai Sui, nie zdając sobie sprawy choćby z chińskich żywiołów czy zachodnich znaków pozostałych planet (nie mówiąc już o godzinie urodzenia w obu przypadkach czy mnóstwa innych możliwości, które znamy z naszej astrologii). Znacznie więcej 'Sensu' można dostrzec, zajmując się jedną dziedziną, ale dogłębnie. Wiele osób, jak właśnie Kuba, łączący studia medyczne z badaniem klasycznych reguł zachodniej astrologii medycznej, jest – wydaje się – na najlepszej do tego drodze. Nie ilość i efekciarskość da nam dobrą astrologię czy jakąkolwiek inną dziedzinę, jak próbuje nas przekonać epoka medialna telewizyjno-internetowo-kredytowa, ale jakość, która dla starożytnych ojców astrologii była najważniejsza. Znów powtórzę: astrolog nie różni się tak bardzo od innych, jak często się sugeruje. Czy to hydraulik, czy nauczyciel, czy astrolog - niech robi, co robi, byleby robił to dobrze i przy tym nie unikał myślenia.

Kategoria: Artykuły
Back to Top